Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o nim mówią, dowodzi, iż go są ciekawi. Nie trzeba dać ostygać zajęciu...
Bojarski niełatwym był wogóle do przekonania i wzięcia na niezręczne pochlebstwa; pomimo to jednak wciągu dni kilku pobytu p. Teofila, przypominanie poematu, podbudzanie, ofiara nabycia go, pewne naleganie coraz żywsze, wmiarę jak Bojarski się zimniejszym okazywał, zachwiały nieco postanowieniem zatrzymania go w tece.
Pan Teofil, umiejąc korzystać z najmniejszéj sposobności, jakby przeczuł czy dowiedział się, iż Bernard może potrzebować piéniędzy, ofiarował małą zaliczkę. Bojarski był zmuszonym ją przyjąć.
Uczynił to dla matki, chcąc się jéj czémś przysłużyć, bo staruszce na wielu rzeczach zbywało, o których się pocichu dowiadywał od staréj Katarzyny. Wziąwszy te piéniądze wieczorem, przez całą potém noc męczył się w sumieniu tém, że uległ, że popełnił słabość, że nie powinien był dać się skusić niemi, nawet dla matki.
Nazajutrz rano pobiegł do pana Teofila, odnosząc je i pragnąc odzyskać swobodę co do poematu, aby go mógł natenczas dopiéro wydać, gdy zechce. Trafił jednak na człowieka, który jak kolwiek niechętnie dawał piéniądze, gdy raz się na to ważył, rachuby nierad się zrzekał.
Księgarz wprost odmówił przyjęcia zwrotu za-