Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiś z tego ostateczny wniosek wyciągnąć — znalazł się wobec tak podzielonych zdań, iż wcale się nie czuł pewniejszym jak postąpić, niż był przed ową przyjacielską naradą.
Sięgnął na półkę po teczkę, w któréj spoczywały luźne karty, mające złożyć owę marzoną całość, siadł i począł czytać.
Oddawna już nie miał w ręku swego poematu, a ostatnie wrażenie, jakie mu pozostało po nim w duszy, było upokorzeniem i zniechęceniem: wydawał mu się słabym.
Zdziwił się wielce, gdy teraz, po wielu miesiącach zapomnienia, odczytując nanowo, znalazł swój niedokończony utwór w wielu miejscach pięknym, wogóle niepospolitym i życia pełnym.
Przyczyną tego było, że ideał kompozycyi, jaki miał w duszy, zatarł się i zbladł, a to co pod jego natchnieniem stworzył, zastąpiło go. Uradowany, rozgrzany, doczytał do końca fragmentu. Czuł się usposobionym do wykończenia, do złożenia części, do wydania.
Dobrze po północy skończył czytanie i byłby zaraz się wziął do dalszéj pracy, tak się czul natchnionym, ale matka, która czuwała, przyszła mu oznajmić późną godzinę i napędzić go do łóżka.
Nazajutrz wstawszy, znalazł jeszcze tekę na stoliku i mając chwilę wolną, powrócił do niéj; ale dziwną sprawą jakiegoś wpływu godzin i usposo-