Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rachować mogła. Lecz natychmiast dawna buta powracać jéj zaczęła.
— Proszę pana, ci Żydzi co miałam najlepszego mi pozabiérali. Oto i dziś ta Szmulowa... tyle sukien za dziesięć rubli!... One kilkaset kosztowały, a niektóre prawie nienoszone. Ale cóż robić? Za mieszkanie trzeba zapłacić, na kuchnię codzień dać kilka złotych. Jestem chora, lada czém przeżywić się nie mogę.
Załamała ręce. Bernard milczał. Po chwili rzekł:
— Mam przy sobie trzydzieści rubli. Jeżeli to może zapobiedz sprzedaży, chętnie je ofiaruje.
Bez żadnéj ceremonii, z dziwnym cynizmem, Klara wyciągnęła rękę.
— Dziękuję — rzekła pocichu. — Rada jestem, że choć raz bez téj niegodziwéj Żydowicy się obejdę.
I nie patrząc na Bojarskiego, zwróciła się, wołając służącéj, która nadbiegła. Oczy się jéj zaiskrzyły, gdy jéj coś poszepnęła na ucho, pokazując papierki, które trzymała w ręku.
Sługa skrzywiła się i miała coś odpowiedziéć, gdy Klara ją popchnęła.
— Idź, kiedy ci mówię — nie potrzebuję, nie sprzedaję!
W chwilę potém poważnie chustą otulona Szmulowa, pogardliwym wzrokiem mierząc Klarę i izbę,