Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niosła najbliżéj siebie leżącą suknię, potrząsnęła nią pogardliwie i rzuciła.
Ciche łzy płynęły z oczu Klary.
— Mówiłam pannie, za to co lepsze, com wybrała kila sukienek, dam dziesięć rubli. To jest wielki piéniądz... Ja na niech może stracę. A póki u mnie kto kupi, co ja będę czekała! Chce panienka, to dobrze, nie, to nie. Ja się nie napraszam.
Klarcia rzuciła ręką, nic nie odpowiadając. Wskazała coś służącéj i twarz zakrywszy dłońmi, płakała.
Sługa, milcząc, zbliżyła się do Szmulowéj i szeptać coś z nią poczęła. Odkładano nabok wybrane suknie, z których służąca lepsze ocalić się starała, a Szmulowa z gniewem szarpała je, ciągnąc ku sobie.
Niema ta scena odbywała się zdaleka, u drzwi, a Klara nie spoglądała nawet w tę stronę, aby nie być jéj świadkiem. Kupcząca temi biédnemi łachmanami Żydówka postawiła na swojém, podszepnąwszy coś tylko służącéj, któréj w rękę wcisnęła papiérek. Wszystko potém poszło gładko i cicho. Wybrane suknie, chustki, narzutki leżały już nagromadzone na kupkę, gdy w sieniach dał się słyszéć głos. Zapytano o pannę Klarę Saską.
Usłyszawszy nazwisko swoje, płacząca podnio-