Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bojarski stał długo milczący.
— Wytłumaczyć mi się i uniewinnić trudno — odparł. — To pewna, iż celów, jakie mi przypisują, nie miałem, a skutków wystąpienia, choć mi je przepowiadano, nie przewidywałem. Zdawało mi się, że sumienna krytyka wszędzie i zawsze jest dopuszczalną i że ludzie nie zechcą w niéj widzieć nic więcéj nad to, co ona wypowiedziała. Przekonywam się teraz, iż omyliłem się i pokutuję za naiwność moję. Jeżeli co mi jest przykrém, to posądzenie mnie o cel skryty i chęć odjęcia geniuszowi czci, jaka mu się słusznie należy. Lecz geniusz jest że nieomylnym i może-li zawsze być sobą?
Hrabina, zajęta boleściwym tonem, z jakim to Bernard wypowiedział, zbliżyła się ku niemu.
— Jakżeś pan nie przewidział tego — rzekła — że są prawdy, które, wypowiedziane nie w porę, mogą być użyte za narzędzie przeciwko nam i że często milczenie bywa nakazaném?
— Tak, tego nie przewidziałem — wzdychając, odparł Bojarski — i za to pokutuję. Najboleśniejszém jest dla mnie, iż wytłumaczyć się nie będzie mi wolno, bo to, cobym na obronę swoję mógł powiedziéć, nie da się głośno i otwarcie wyrzec. Muszę milczeć i chodzić, okryty więcéj niż posądzeniem, bo potwarzą. Cała moja pociecha