Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mne i jakby zastrzegające sobie sąd w przyszłości, którego wygłosić otwarcie nie mogły. Miało to znaczenie dwoiste.
Trochę późniéj, nie mówiąc o rozprawach, zjawiać się zaczęły urywane z nich twierdzenia, poddane najsurowszéj krytyce. Dla Bernarda jawném było, że one się do niego stosowały, lecz nie miał powodu polemizowania z niemi.
Wogóle zresztą powiedział sobie, że w początkach polemiki unikać powinien i pozostawić ją innym. Zdawało mu się, że znajdują się ludzie podzielający jego przekonania, którzy wystąpią w obronie. Ale liczba napadających była wielka, a obrońcy milczeli; ci zaś, co występowali na pozór pobłażliwiéj, umieli w ten sposób wskazać nowe tylko strony, przeciw którym polemika skierować się miała.
Bojarski cierpiał, bo nie był jeszcze do takiéj walki zahartowanym; kosztowało go milczenie. Raz wszedłszy w szranki, nie mógłby się już był cofnąć. Wszystkie skutki wystąpienia, przepowiadane mu przez Mulińca i Żardyńskiego, sprawdzały się. Bernard czuł zmianę w swém położeniu i stosunkach: obawiano go się, posądzano, usuwano potrosze i, jak każdy wybitniejszy nieco człowiek, narażonym był na najrozmaitsze tłumaczenia swego charakteru, słów i czynności.
Najmocniéj mu się to i najprzykrzéj uczuć da-