Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szcze próbować środków oddziaływania na Bernarda.
Nazajutrz dzień się rozpoczął jak zwykle, wedle formy niezmiennéj, a po śniadaniu hrabina na chwilkę rozmowy wezwała do gabinetu Bernarda.
— Pan naseryo obstajesz przy tém, by nas porzucić? — zapytała go.
— Zdaje mi się, że spełniam tylko życzenie pani hrabiny — rzekł spokojnie. — Nie mogę się odmienić, muszę się więc usunąć.
— Jest to dla nas niespodzianką — odparła pani domu. — Mówisz pan że kochasz swojego ucznia, Gwalbert téż mu płaci za to przywiązaniem; nie zechcesz go wiec tak rzucić z dnia na dzień, nie dając nam czasu, byśmy mu poszukali zastępcy.
— Pani hrabina pozwoli mi na to zwrócić uwagę, że l’abbé V... może bardzo dobrze zająć tymczasowo moje miejsce — rzekł Bojarski. — Ja będę zmuszonym także szukać sobie...
— Ale ja obstaję przy indemnizacyi, dlatego że ona właśnie ma na celu dać panu czas na to poszukiwanie — rzekła hrabina.
— Tak — odparł Bernard — ale mogłoby się obejść bez niéj i mnieby z tém lżéj było.
— Nie przesadzaj pan w delikatności — ode-