Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z synem, wezwała hrabina do swojego gabinetu Bojarskiego.
Mógł się łatwo domyśléć, iż mu to nic przyjemnego nie zwiastowało. Zastał hrabinę z podniesioną dumnie głową, chodzącą krokami niecierpliwemi po pokoju.
Była tak poruszoną, iż zpoczątku mówić nie mogła.
— Panie Bernardzie — odezwała się po namyśle — przypomnij pan sobie nasze rozmowę, w któréj to sobie wyraźnie zastrzegłam i wymówiłam, aby Gwalbertowi nie wpajać myśli i zasad, z jego stanem i położeniem niezgodnych. Tymczasem nie od dziś dnia postrzegam w nim zmianę, któréj nie mogę czemu innemu przypisać, jak wpływowi pańskiemu. Gwalbert nadto się z ludźmi spoufala, nie umié poszanować swéj godności. Śmiał mi niedawno dowodzić, że wszyscy ludzie są równi.
— Przed Bogiem i przed prawem — wtrącił Bojarski — nie można ich dzielić na klasy uprzywilejowane.
— Ale życie ma swe warunki — przerwała hrabina żywo — które się tym doktrynom sprzeciwiają. Pan pomimowoli wpajasz mu zasady demokratyczne.
— Nie czuję się winnym — odparł Bernard —