Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pomiędzy tą małą stolicą a krajem, co do niéj należał, związek był odwieczny i ścisły. Znali się tu ludzie od pokoleń wielu. Do domostw przylegały tradycye; kramy miały ustaloną sławę, rody swe właściwości, przywary i cnoty. Wieśniak wiedział zgóry gdzie czego szukać i jak się obejść z tym, który mu miał pożądane dostarczyć. Szło się jak w dym do Icka, a witało z nim jak ze starym przyjacielem.
Prawie u granicy dwóch różnych ziem położone miasteczko, na wielkim szlaku do Warszawy, rezydencya główna rozległych dóbr przemożnéj rodziny, teraz osiérociało po niéj — miało olbrzymi, walić się już i rozsypywać poczynający w gruzy zamek, którego przekopy powysychały, a wały stare porastały drzewa, kilka murowanych kościołów, odwieczną farę i bogato wyposażone probostwo, a co najwięcéj je wbijało w dumę, szkołę, filią krakowskiéj macierzy. Stał przed nią na straży patron młodzieży, mądry a święty Jan Kanty, syn krakowskiéj matki i patryarcha jéj razem.
Mieścina, jak wszystkie nasze, w sercu swém była czémś do miast całego świata podobném; ale po skrajach rozpływała się i przeradzała w wioskę naszę. Przedmieścia były rolnicze i biédne.
Tu mieszczanin zmieniał się w rolnika, a nie-