Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

snęło. Były one wyrazem tak gorącego, prawdziwego uczucia, iż odkryły tajemnicę. To czego się najwięcéj obawiała — stało się:
Bernard był zakochanym.
Klarcia, w któréj obronie stawał, przyszła jéj na myśl wprawdzie — ale — któż wié, co gorszego jeszcze być mogło? Z poezyj nic się dobadać nie było można, oprócz piękności uroczéj. Dawały do myślenia tylko oczy niebieskie i złociste kosy...
Niemało ich jednak na świecie.
Miłości profesorowa w prostocie ducha nie rozumiała inaczéj, jak kończącéj się świętym węzłem małżeńskim, a było to najokropniejsze.
Stracić serce syna, być zmuszoną podzielić je z kobiétą, która kochać Bernarda tak jak ona nie mogła... Zdobyłaby się na tę ofiarę dla jego szczęścia, ale widząc jego zapracowującego się, zawczasu związanego, ciągnącego pług ciężki.... nad tém łzy wyléwała.
W rozmowach wprawdzie niekiedy mówiło się o tém ogólnie, ale Bojarska ograniczała się tém, że ostrzegała od przedwczesnego małżeństwa.... Bernardek nie zdawał się go nawet pożądać.
Z miłością tą, jaką miał w sercu, było mu dobrze; nie pragnął więcéj. Gdyby nawet nie mógł z nią mówić, patrzéć na nią tylko zupełnieby mu starczyło.