Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

świetniejsze szaty, miał zapas ogromny, niezużyty, który drudzy na marnych próbach rozpraszają.
Z bijącém sercem, z niewypowiedzianą rozkoszą — począł tworzyć.
Lecz co w myśli okryte było uroczemi blaskami, co się zdawało łatwém do wyłania, do wcielenia — gdy przyszło nadać temu formy pewne, ukazało się bladém i słabém.
Wstawał w gorączce od pisania, a potém, gdy owoc pracy i natchnienia wziął w rękę, znajdo-wał go poronionym i słabym — w umyśle jego był on daleko doskonalszym.
Zraziło go to, ale postanowił walczyć...
Tysiące tajemnic ma w sobie sztuka. Zbytek natchnienia rozpłomieniającego siły do tworzenia często odbiéra — ostygnięcie zupełnie ich pozbawia. Znaléźć chwilę szczęśliwą jest niełatwém.
Ileż płodów poronionych przez szał, który panem nad sobą nie dał być poecie; ile chybionych rzeczy, gdy z natchnienia odblask tylko został i wspomnienie!
Była to chwila, w któréj poezya zaczynała się ku najnaturalniejszym zwracać źródłom, ku pieśniom ludowym, tradycyom narodowym — do materyału rodzimego. Bernardek mało znał lud: dzieciństwo spędził w miastekczu, młodość mu upły-