Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pocichu utyskiwały nad tą załogą, która im strasznie ciężyła; ale jak było kochanemu Bernardkowi odmówić?
On cieszył się. Wynajdywał coś codzień na pochwałę swojego ucznia, podnosił go, tłumaczył. Doprowadził wreszcie do tego, iż dostał promocyą, z czego był szczęśliwszym, niż ze swojéj najpiérwszéj nagrody. Wistocie na zepsutym chłopcu, w którego krwi może już była spuścizna łotrostwa, szczęśliwa tu zmiana położenia wywarła skutek przeciwny, niż się go Bojarski spodziéwał. Nabrał odwagi do złego, więcéj trochę chytrości w ukrywaniu się z niém, zręczności w kłamstwie, a natura na dnie została taż sama.
Wczasie wakacyj pod jakimś pozorem wyprosił się i zniknął, niby na wieś mając się udać, chociaż Katarzyna, chodząc na targ, zaklinała się, że go w mieście widywała.
Twardzińskiemu, do nieograniczonéj nawykłemu swobody, przykrzył się nadzór, pewien rodzaj zależności i niewoli. Miał podobnych sobie towarzyszów i towarzyszki w mieście i wrócił do cygańskiego życia.
Po upływie wakacyj przyszedł znowu opalony, brudny, odarty, zuchwalszy niż przedtém; ale następnego roku, z wielką pociechą Bernardka, wziął się do nauki pilno. Co go pobudziło do te-