Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w oczach pałał jeszcze ogień młodzieńczy... Wypisanem było na niej to co lekarze zowią: vita lauta, ale sił jeszcze zachowało się wiele, choć ochoty do życia zdawało braknąć.
W pokoju, po którym przechadzał się jakby tu coś jeszcze przypomnieć sobie usiłował, dwa portrety na ścianie przy łóżku zwracały uwagę...
Jeden z nich mały, w owalu, wystawiał młodziuchną panienkę w stroju jakby z przed lat jakich trzydziestu — wybitnie arystokratycznej piękności, z wyrazem wypieszczonym, rozmarzonym i smutnym. Sparta na białej rączce, zasłonką białą, przezroczystą, gazową obrzucona, przypominała znany wizerunek Angieliki Kaufman.
Biedna ta istota, młodziuchna a tak smutna, zdawała się jakby przyszłość przeczuwać boleśną i zawczasu się nią trwożyć. Pączek róży nie rozwinięty a już zwiędły, leżał przy niej... Śliczną była z tą swą tęsknotą, wdziękiem dziewiczym i idealnym wyrazem oblicza...
Drugi portret znacznie większych rozmiarów, uderzająco był podobnym do p. Aurelego i musiał wyobrażać jego ojca. Były to też same rysy, ten sam wyraz odwagi i wiary w siebie, ta sama szlachetność fizjognomij, ale ogół mniej sympatycznym, zuchwalszym się zdawał — coś szorstkiego od niego odstręczało. Można było zgadywać, że człowiek ten walczył z ludźmi, ale niepodobna rozwiązać czy z boju wyszedł zwycięzko.