Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wchodząc pan Aureli, stróżowi na dole objawił, ażeby nie wpuszczał nikogo i odprawiał tem, iż go nie ma...
Powróciwszy na górę, drzwi zaraz na klucz spuścił; rzucił kapelusz i palto, wdział szlafrok i padłszy na fotel w sypialni, długo nieruchomy tu przesiedział.
Obcego człowieka, któryby wszedł do tego kawalerskiego mieszkania nie dawno dosyć eleganckiego, stan jego obecny musiałby uderzyć.
Nieład w nim panował straszny, jakby spiesznie wszystek sprzęt potrzeba było oczyścić i zbadać...
Poodsuwane szufladki, poroztwierane szafki, rozrzucone papiery, wydobyte z kątów pudełka, walały się tu i ówdzie... Kieszenie nawet surdutów powywracane, świadczyły, że je rewidowano.
Nigdzie jednak nie widać było żadnych przygotowań do podróży, ani tłumoczków i pakunków.
W sypialnym pokoju na kominku spora kupka popiołu ze spalonych papierów, zajmowała tak wiele miejsca, iż się nadzwyczajnego auto da fe domyślać było można.
Żabiec, trzydziestokilkoletni mężczyzna, regularnych i posągowo pięknych rysów twarzy, słusznego wzrostu, figury kształtnej, z włosami ciemnemi, nieco już przerzedzonemi, ale w pukle się zwijającemi — chodził teraz po sypialni zadumany, chwytając i rzucając co mu pod rękę wpadło. Twarz miał na swój wiek wyżytą, zmęczoną, przedwcześnie więdnąć poczynającą, choć