Strona:PL JI Kraszewski Murowanka.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dotąd zdala chodząc od ścieżek, któremi stąpają namiętności, nie widział nigdy zniszczenia jakie czynią. Widok ten, jak nagłe urzeczywistnienie nieprawdopodobnej bajki, niesłychanie go poruszył. To co komu innemu pospolitemby się wydało, dla niego było potwornem. Nie mógł pojąć dlaczego cała społeczność nie stanęła zaraz w obronie biednego dziewczęcia, dlaczego zbrodzień, wleczony z powrozem na szyi przed trybunał, nie był dotąd przykładnie ukarany.
O piękne są sny młodości — których żaden wiek później odtworzyć nie potrafi — kołysanej ideałami i rozmarzonej miłością!.. Co za świat, jacy ludzie, ile wdzięku w tym obrazie, który sobie tworzymy! Rzekłbyś, że wyszedłszy świeżo z raju, jeszcze przez jego ułudy widzimy całą ziemię.
Tak na nią patrzał Julek i wzdrygał się... Przypomnienie murowanki i obrazu tej kobiety nie dawało mu spoczynku.
W kilka dni później ujrzałem go przybiegającego do mnie, zdyszanego i widocznie przejętego jakąś niesłychanej wagi sprawą. Myślałem, że jemu samemu się coś stało.
— Co ci jest? — zapytałem.
— Widzisz, że mi coś jest? — odparł rzucając się na krzesło. — Tak, w istocie, spać nie mogę, nie mogę pracować, nie mogę myśleć.
— Cóż? zakochałeś się?...
— Nie! przeląkłem się tylko.
— Czego?
— Niepoczciwości ludzkiej.
— A... gdzieżeś się z nią spotkał?
— Wszak wiesz... w Murowance.
Mimowolnie rozśmiałem się smutnie.
— A! jeszcze myślisz o tem?
— A ty? mógłżeś zapomnieć?... Ja was nie rozumiem — dodał gwałtownie — tyleżeście już złego widzieli po świecie, że wam