Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dził koczykiem, ale koni nie miał za co popaść, i zmuszał do słuchania retoryki. Gdy do tak urządzonych interesów dodamy kilkoro dzieci wołających chleba i wychowania, długi i dłużki, niezłamany niczem nałóg próżności, wyobrażenia fałszywe o pozycji socjalnej i zgryźliwe usposobienie wyrobione zbiegiem tych okoliczności — będziemy mieli obrazek domu, w którym się Jordan wychował.
Komedja na wielkim świecie, jak na dobrym teatrze jest rzeczą czasem zabawną, na małym i ubogim śmieszną, wzbudzającą litość, obrzydzenie, pogardę. Łudzą na chwilę te dekoracje, wystawne, ale ścierka brudna, reprezentująca obłoki nawet dziecka nie oszuka.
Tu codzień od rana poczynał się płacz i zgrzytanie zębów czyscowe, a trwały do nocy. Ledwie pan przetarł oczy, zjawiał się żydek z kwitkami, których nie było czem opłacić, egzekucje za podatki, urzędnicy do opisu ruchomości, natrętny szlachcic co lat kilka od swej sumki nie widział procentu, a ledwie się temu wszystkiemu opędzono, z sąsiedztwa zjeżdżał ktoś, z kim zasiadano w salonie mówić o kwiatkach, ogrodzie, nowościach, zabawach i udawano, że się za granicę wybiera dla nerwów, aby oznajmić, że są i nerwy.
Dzieci w ten sposób uczono kłamać od kolebki, bo ile razy wygadały się niepotrzebnie z jaką biedą zakulisową, stawiono je potem na pokutę, a wprawiając do fałszu, zwichnięto przyszłość ich całą, bo świat w oczach ich stał na kłamstwie.
Wszystko się tam trzymało, jak powiązane sznurkami i poklejone, grosz grosza nie dogonił, cudem tylko zachowywano się przy majątku, co dzień połykając wstyd gorzki i wymówki ludzi, którzy nie szanują nędzy strojnej w pożyczane łachmany. — Wszystko to nie poprawiało. Po żniwach dawano wieczorynki, zapraszano na dożynki, rozczulając się nad chłopkami, którzy koszuli nie mieli na grzbiecie, a słyszeli, że im obiecywano ochronę i kasę oszczędności, jeżdżono do miasta na karnawał, aby drugim nie ustąpić, i małpo-