Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i poważny nad wiek, pożądanym był dozorcą, rodzice już się o chleb powszedni dla niego nie potrzebowali kłopotać.
Każdy jego przyjazd na święta, był dla nich chwilą nieopisanego szczęścia, bo ich umacniał w spokoju o przyszłość dziecięcia, które coraz mniej opieki potrzebowało. Nie dziwił się ani przeciwił pleban temu, że syn jego pierwsze grosiwo zapracowane zaraz począł na książki obracać, i co mógł gdzie dostać zwoził, składając do rodzicielskiego alkierzyka. Namiętność do książek rozwinęła się w nim do tego stopnia, że nie mając surduta i bóty bardzo liche, kosztowne jak na swą kieszeń kupował już dzieła i bibliotekę gromadził, odejmując sobie od gęby.
Kiedy go w domu nie było, a osieroceni staruszkowie chcieli się jego przypomnieniem ożywić, szli wówczas do alkierzyka, i oboje opylali, przekładali, czyścili z pajęczyn stosy książek, które Cyryll tam zostawiał.
Na około nich stały pułapki na myszy aby chciwy ząb ich nie uszkodził skarbu, od pyłu kilimek osłaniał. Ojciec sam tak się przejął miłością ksiąg synowską, że po wsiach i dworkach żebrał niemal o stare szpargały dla syna, a gdy przybył na wieś Cyryll, zasadzał go potem zacierając ręce i chodząc do koła, aby tę nową zdobycz ocenił.
Nauki szły Cyryllkowi bardzo łatwo; — chociaż mógł był wyprzedzić współuczniów i zdać egzamina do klas wyższych od razu, bo się do nich przysposobił, nie śpieszył wcale, i pracując a idąc naprzód nie prześcigał tych, z którymi razem drogę rozpoczął.
Poczciwe to dziecko tak zaprzątnione jednem, zajęte pracą, choć wzbudzało w starszych szacunek, a płochych rozśmieszało powagą, wskazywane było palcami; prześladowali je towarzysze uczonością, bawili się jego zobojętnieniem na wszystko co nie było książką. Na ogólnych zabawach Cyryll choć się znajdował, tak do nich był niezgrabny, że pociesznie nań spojrzeć było gdy się do nich brał za wyższym rozkazem.