Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niósł przeciw niemu.
Prosta to była postać, z twarzy do otaczających wieśniaków podobna, tem dla nich większa, że żyła ich życiem, w takiej prawie jak oni mieszkając chacie, tymże powszednim kontentując się chlebem, suknią szarą, nie wynosząc się nad nich, ani pragnąc od nich oddzielić. Całą wielkość kapłana stanowiła świętość i zaparcie siebie dla drugich.
Chociaż musiał jak wieśniak na chleb swój pracować, bo od gromadki swej mógł mieć mało, a nic nie wymagał, stary pleban nie bardzo się zajmował gospodarstwem, a szło jedną łaską Bożą tak, że głodu nie cierpiał. Nie posłyszałeś tam skarg zbytnich na nieurodzaj i klęski, a gdy się nie powiodło, znalazła się zawsze jakaś misternie utworzona pociecha, by gorzki kęs osłodzić.
— Ot i dobrze! mówił paroch... chwała Bogu że nie urodziło, człekby zabogaciawszy o Bogu zapomniał, nie miałby powodu doświadczenia pokory, z którą do poczciwych ludzi udać się musi o pomoc, a oniby zręczności nie mieli spełnić dobry uczynek... Wie Pan Bóg co robi!
Było to jego ulubione często powtarzane przysłowie, które jak ogólne lekarstwo do każdej przykładał rany.
Jeżeli na ławie zasiadłszy nie doczekał się nikogo zrana, szedł potem z książką nabożną na pole, rzadko na swoje własne, częściej tam gdzie pracowali ludzie, gawędził z niemi wesoło, czasem usiadłszy na snopie zagadał się do połudenka i nie rychło na plebanją powracał. Te jego pielgrzymki zawsze coś dobrego przyniosły, wesół i dobrej myśli pocieszył nie jednego, rozgniewanego opamiętał i uspokoił, powaśnionych zgodził, a czuwaniem tem wiązał się codzień ściślej ze swoją gromadką, która go miała za ojca. Jak najdalej go zobaczywszy biegły do niego dzieci, pewne że dla nich ma coś w kieszeni, lub przynajmniej przyjaźnie po twarzy poklepie, i gospodarz zwracał z drogi, gospodynie spieszyły do drzwi na jego spotkanie.
W tych pielgrzymkach upływał czas do objadu; a