tając się ksiądz sprzedał na wołu do sochy, który księgosusz rozprzęgał ubogiemu, oboje kryli się przed sobą, a gdy nareszcie prawda wyszła na wierzch uściskali się w milczeniu.
— A po co próżno miały w szufladzie leżeć! — zawołali oboje... — tak lepiej.
Życie poczciwego parocha płynęło spokojnie i jednostajne jak mało jemu podobnych. Raniuchno dzwonek budził go do cerkiewki, w której codzień mszę świętą odprawiał, schodzili się na nią żona, domownicy nie zajęci pracą w powszedni dzień, a często słuchali i wieśniacy starzy, których nie przynaglała robota; młodsi zaś mijając wrota zaszli przynajmniej pokropić się święconą wodą u progu, przeżegnać, westchnąć, myśli o Bogu zaczerpnąć na dzień znojny.
Cerkiewka była jakich u nas najwięcej stało przed laty, staruszka drewniana, niepokaźna, ale tysiąc razy milsza swą poważną starością, niżby najnowszy i najsmakowniej a chłodno wystawiony świeżo kościół. Wszystko w niej było pamiątką, każdy z ludzi miał tu swoje ulubione miejsce, ulubiony obraz i jakiś dar na ołtarzu. Jeden sprawił firanki, drugi kupił świece, inny wyrządził chorągiew, a nawet stare gosposie widziały na grubych lichtarzach obwity len, który ofiarowały na cerkiew, aby im szczęścił się na zagonie. W dnie świąteczne ubierano staruszkę kwiatami, potrząsano podłogę tatarakiem, ostawiano ściany zielenią.
Nie było tu ani pięknych obrazów, ani bogatego sprzętu, ani przyborów kosztownych, z lepszych tylko czasów została złocista monstrancja, kielich wyrabiany, krzyż srebrny, i N. Panna w głównym ołtarzu miała kilka wotów przy pięknie i misternie trybowanej sukience. Obok jej wizerunku świeciły kilka blaszek wotalnych ofiarowanych przez zamożniejszych parafian; ale ręce, nogi i serca ulepione z żółtego wosku, pozawieszane na prostych sznureczkach, kto wie czy nie większym były darem nad srebro i złoto. Wisiał tam i nie jeden pierścionek ślubny i spinka od żupana z dawniejszych jeszcze czasów, świeciła nawet gwiazda szam-
Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/64
Wygląd
Ta strona została skorygowana.