Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kład, książki których sam zażądałem od Juljana, skierowały ku wierze, dla której dotąd byłem obojętny; czułem jej potrzebę, upadłem na kolana i po gorącej modlitwie uczułem ducha, który na mnie zstąpił i ożywił obumarłego.
Wdzięczność przywiązała mnie do tych ludzi, których lepiej codzień poznając, oceniałem więcej. Z łona tej zacnej matki, która tak umiała znosić ubóstwo, doświadczywszy lepszych i świetniejszych losów, na rodzinę spłynęła osładzająca skromny żywot wiara; jej oni winni byli wszystko, ona wychowała ich tak, zbrojąc i przygotowując do życia rozbudzonem silnie uczuciem religijnem. Syn pracował z weselem skromnego chrześcjańskiego w winnicy robotnika, córka jak towarzyszka i pomocnica. Dom ich, mimo tej barwy klasztoru, jaką nosił, wesoły był i miły, oddychało się w nim swobodnie, czystem powietrzem i najrozkoszniejsze wspomnienia winienem chwilom, które tu spędziłem. Juljan był poważny i nad wiek swój starszy, ale na pół żył w świecie, pół w niebiosach, do których jak najczęściej się chronił; Emilja sposobiła się także wstąpić do zakonu, nie uważając tego za ofiarę, ale mając sobie za szczęście zbliżenie się w ciszy do Boga i poświęcenie usłudze bliźnich.
— No! powiedz-że nam i przyznaj się jakeś się zakochał, boć do tego idzie! przerwał Albin.
— Na cóż się wam przyda to wyznanie, kiedy miłość moja nie ściągnęła jej na ziemię — rzekł Teofil. — Tak jest... widzieć ją i nie pokochać było niepodobieństwem; alem nie śmiał powiedzieć jej o tem i pokoju świętej duszy zamącić; wyznałem to przed matką, która spokojnie, bez zadziwienia i wahania odpowiedziała mi:
— Dziękuję panu żeś Emilkę ocenił, ale byłożby to dla niej szczęściem w porównaniu z tem co ją czeka? Cisza klasztoru! Bóg! modlitwa! praca! bez tych niepokojów, któremi miota życie które na bój wystawia! Miłość twoja mogłaby ostygnąć gdy ona najwięcej by jej potrzebowała, a Chrystus oblubieniec do śmierci