Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rodzinnych, poprzedzone głośnemi w gazetach pochwałami, co żyło zbiegło się na oglądanie jego, spiesząc paść twarzą przed Bogną. Ale cóż dla niej znaczyły pochwały domowe po londyńskich i paryzkich, po rzymskich i wiedeńskich wspomnieniach?
Jeżeli domorosłe trzewiki po paryzkich kaleczą nogi, cóż dopiero cześć i uwielbienia naszych ludzi po tamtych? Bogna przywiozła ze swych podróży tę wzgardę domowej zagrody i domu rodzinnego, które znamionują ludzi wykarmionych białą europejską bułką. Nasz chleb żytni ma tę własność, że przywiązuje do domu, ich kołacze robią ludzi kosmopolitami. Zmuszona powrócić pod strzechę wiejską, owa pielęgnowana sława, o której tyle mówiono, pisano, rozprawiano, przyjechała z zadatkiem znudzenia, kwaśna, nie rada, pewna że uszczęśliwia kraj, racząc mu przyświecać.
Otóż na początek, po moich miłostkach uniwersyteckich, potrzeba mi było pokochać się w takiem bóstwie marmurowem! — wystawcie sobie kochani przyjaciele, jakie mnie losy czekały!
Naprzód upokorzenie... Mniej więcej coś tam i ja umiałem, alem nic nie wiedział, a ta znała wszystko, cały świat, arcydzieła mistrzów, arcycuda natury; z Lamartinem jadła objad, Musset dla niej improwizował, żartował z niej Hejne, Gutzkow z niej do jakiejś powieści studjował heroinę, z Dickensem podróżowała po Włoszech, Ingres robił jej portret, Delaroche dawał jej lekcje, Rauch statuetkę dla niej wylepił, Hugo wpisał jej cztery wiersze w albumie, Pellico dał odę... spiła śmietankę ludzkości, a tu przyjechała do nas na siwe mleko.
Gdym śmiało i nie wątpiąc o sobie wpadł pod źrenicę Bogny i uczuł że wzrok jej przejął mnie do głębi duszy, anim się domyślał, że mam jej służyć za cel żartów i pocieszną próbkę świata, który nazywała barbarzyńkim. Potrzebowała z kimś rozmawiać, przed kimś się popisywać, bo miłość własna jej cierpiała świerzb nieustanny, byłem więc powoływany aby ją bawić, słuchać klaskać i brałem za dobrą monetę szy-