Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieba przychylić!
— A jednego Alda nie domyśliła się kupić? — zawołał Teofil... Jakże to być może, żeby nie zgadła, nie odkryła, nie wyszpiegowała ciebie i twojej namiętności?... kobieta co rywalkę odgadłaby w słupie, gdyby się w nim człowiek zakochał!
— Bo nie jest kobietą i nie obawia się rywalki, odparł Cyryll, zresztą proszęż i mnie coś przyznać, bo nowe życie wcale na nie złego wystrychnęło mnie komedjanta... Zdziwilibyście się z jaką rolę moją odgrywam powagą i prawdą... Książki nie tknę, nie spojrzę zwłaszcza na starą, kryję się z nałogiem tym jak z pijaństwem, a niestety... jest to taki nałóg i fantazja, jak każdy inny... Książka wzbudza we mnie to co w was widok karty, butelki, kobiety... namiętność — pragnę jej, czuję że mi do życia braknie, że mógłbym ją ukraść... to dosyć! Zważcież co kosztować musi walka z taką namiętnością, codzienna, dręcząca... chwilami to ogłupia. Raz przyjechał wędrowny żydek, co na furze w sianie wozi razem elementarze, inkunabuły, rękopisma i nowe romanse... Nie wiem kto i na co kazał mu się rozpakować w sieniach, miał Danta takiego i parę nieoberzniętych Elzevirów, że gdym je przypadkiem wziął w ręce krew mi się rzuciła do głowy... miał wydania, które pachniały jak stare wino, śmiały się jak młode kwiaty... ale cóż? drżąc uciekłem do mego pokoju, aby się nie wydać z pokusą, a żyd powędrował dalej z Elzevirami, rzuciwszy je w słomę... Mogłem je nabyć łatwo, ale byłbym się wydał z moją namiętnością, którą chcę ukryć, postanowiłem ukryć i ukryję!
Teofil, nie mogąc już dłużej wytrzymać, rozśmiał się na całe gardło, a wszyscy znowu obrócili oczy na niego.
— Co ci jest? rzekł Cyryll.
— Co mi jest! ale to przedziwna historja! temu człowiekowi naiwnemu zdaje się, że kobietę oszuka.
— Zkąd-że te twoje wesołe protestacje? spytał Cyryll niespokojny, wiesz-że co? zdajesz się mówić na pewno? nie pojmuję.