Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wzniesiony z różnych szczątków starych, kolumn, marmurów, rzeźb, kamieni nagromadzonych z gruzów. Takie gmachy zaczęto wznosić w Rzymie po zniszczeniu go przez Barbarzyńców.
— Dosyć komentarza! ad rem! ad rem! bo nie zaczniemy nigdy, a co za tem idzie i wieczerzy nie dadzą, rzekł Baltazar.
— Jeszcze jest godło, dewiza czy epigraf — rzekł zaglądając Cyryll.
— Kawałek piosnki weneckiej:

La troppo cara imagine
Sempre che viva in mi
Non vedo altro che ti
Ti sola sento!


— Jakże on to wypracował! rzekł Teofil! — ot jeszcze może się w nim nowy i niespodziany talent pisarski odkryć przy tej okoliczności.
Ale cicho... słuchamy!
— Jeszcze słówko, przerwał Konrad, mówcie co chcecie po przeczytaniu, ale wśród czytania a raczcie mi nie przerywać.
— Naznaczam sztraf, dodał Albin, kto przerwie... za każdą interpelację, jednej potrawy przy wieczerzy pozbawiony zostanie!
Tam do licha! szepnął Longin do Baltazara — albo mało kazał zgotować, że się do takich środków represyjnych ucieka, albo myśli nas objeść sam i boi się, żeby mu nie zabrakło... Co do mnie wolę spać i nie słuchać niż się narazić na tak wielkie niebezpieczeństwo...
Konrad odchrząknął i powtórnie odczytawszy tytuł i dewizę, rozpoczął rzecz jak następuje.


Było to, jakoś już dosyć dawno temu — nie wiem z pewnością w ile lat po stworzeniu świata, ale nieza-