Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Cóż więcej wam powiem? Sama postać Albina powinna tej historji dokończyć — możesz się choć kropelka poezji mieścić w tej okrągławej postaci, rumianej, białej, pulchnej, zdrowej i uśmiechnionej?
Przestałem nawet nosić żałobę po młodości.
— Historja jakich wiele, — rzekł Longin powoli ziewając, bo go znać była znudziła, — jam się jej nie domyślał i chociaż te Anusie zawsze wyrastają na Powodowiczowe, jeszcze to szczęście, że pod trzydzieści lat nie przyszła jej ochota odegrywać roli opuszczonej Didony, choćby na jakie dni parę — byłbyś w niepospolitym kłopocie. Miłość dziewicza i dziecinna jest świeża, rozumna, dowcipna... ale w człowieku wszystko trwa chwilę i po tym błysku mroki długie... Gdyby ta prozaiczna pani chciała z tobą dla igraszki dalej romans prowadzić pod pozorem niewypłaconych Anusi długów... dopierożbyś był w szalonym kłopocie!
Albin zamilkł.
— A! nie wiem, rzekł po namyśle — ale i dziś jeszcze to dla mnie wspomnienie święte, nie wierze w to czem byłem, a żal mi tego stanu... pogrzebałem ideał, ale grób jego szanuję...
— No! i jużby warto zejść z tego cmentarza, niechby kto inny rozpoczął swe dzieje, bo nas tu jest jeszcze kilku kandydatów do konfessjonału, rzekł Teofil, ja, Konrad, Jordan, na którego próżno oczekujemy, Cyryll, a choćby i Baltazar, to jeszcze ni mniej ni więcej pięć takich historyj...
— Jeżeli wszystkie smutne, rzekł Longin, wartoby z nich dać treść tylko i zrobić buljonik — a gdy mowa o buljonie, dodał — wszak miała być wieczerza?
Albin się uśmiechnął.
— I będzie — rzekł — nawet na pamiątkę lat młodych kasztany, alem je kazał osmażyć w cukrze... i kotlety, ale z truflami, spuśćcie się na mnie, wieczerzę obmyśliłem starannie, wina sam wybierałem, i znalazłem tu stare, suche Bordeaux, takie jakiego już dawno nigdzie nie piłem. Ręczę, że kolacyjka będzie wedle wszelkich prawideł sztuki, i co się zowie comfor-