Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

został na cały tydzień, a ja postanowiwszy prawie poddać się losowi nie robiłem trudności. Choć form im zwyczajnych nie znałem i to mnie śmielszym w ich oczach czynić musiało, wprędce schwyciłem główne prawidła życia, do których sumienie pozwalało się zastosować, aby im sobą nie psuć zgody i harmonii życia. Nie mogę powiedzieć, bym na wstępie znalazł tu nieprzyjaźne uczucie, pani tylko zawsze okazywała się zimną dla mnie ale pełną uprzejmości, reszta domu życzliwą. Największą dla mnie trudnością było, żem języka francuzkiego nie znał tak dobrze, aby nim mówić z łatwością, bo tu oprócz sług, wszyscy mówili po francuzku. Ale jako lekarz i figura podrzędna, mogłem się nie mieszać do rozmowy; mnie to jednak i ich zarówno jakoś kłopotało.
Z razu wystawiony na rodzaj badania, uczułem boleśniej położenie moje, ale po dwóch dniach poddałem się tej torturze z uśmiechem. Nie było w śledztwie nieżyczliwości, hrabia instynktowo mnie polubił, hrabina mogła znosić, choć potrzebowała charakteru więcej nad mój do pochlebstwa skłonnego, jam się jej wydał zimny. Szczęściem, oddała mi z innych względów sprawiedliwość, bobym się mimo pana domu nie utrzymał, gdyby ona zaprotestowała. Francuzka, wielka ulubienica pani, może dla tego nie zupełnie niechetnem rzuciła na mnie okiem, że upatrywała w przybyszu łatwą dla dowcipu igraszkę, a że często chorowywała, łatwego i powolnego lekarza. Słowem, przyjęto mnie po tygodniu próby za domownika i jam się tu znalazł lepiej i wygodniej. Atmosfera tutejsza w inny może sposób nie zdrowa, przyjemniejszą jednak była do oddychania niż miasteczkowa... Zepsucie tu nie było ani tak bezwstydne, ani tak głęboko zakorzenione.
Zrazu postawiono mnie w pałacu, ale hrabia kazał wyporządzić apartament w oficynie aż nadto dla mnie wygodny i obszerny. Zyskując wiele pod innemi względami, straciłem tu wszakże jeden z darów, których się człowiekowi wyrzec najtrudnej — swobodę ruchu i godzin. Nie byłem panem ani czasu, ani siebie, zmuszony za-