Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

grzechu. (Paweł do Rzym. VII, 25), — ale któż bez zmazy? Alboż myślicie, że i na mnie nie przychodzą chwile zwątpienia i potów śmiertelnych? ale gdym wołał o pomoc, gdym się ukorzył, gdym płakał, nigdy mnie Bóg sierotą nie porzucił i nie odepchnął.
Z tą wiarą cóż mi mój żywot na ziemi, gdy obojętna dla mnie jak przejdzie, byleby mnie nie pokalał? Nic nie marzę, a przyjmę co mi będzie dano: dolę, niedolę, cierpienie, upokorzenie, trochę spokoju lub wiele boleści — mam ojca w niebiesiach, a ten lepiej pamięta o mnie niż wasi rodzice. Mojem dziełem czuwać nad sobą i czystym iść gdzie każą, pewien jestem że nikt sobie nie wyrobi pracą najzuchwalszą, co mu Opatrzność nie przeznaczyła...
Ale przyznam się wam do jednego tylko marzenia... a! gdyby siły po temu, gdyby natchnienie z góry, gdyby promień na głowę Bóg zesłał!
Wśród tego świata zobojętniałego, skośniałego, zimnego i zwracającego się znowu do pogaństwa, w którym nauka Chrystusowa jest już tylko pięknem słowem, a szukają w niej dziś nie prawdy, ale poezji tylko — jabym chciał wdziawszy sakwy i kij ująwszy w rękę, pójść z Ewangeliczką moją od chaty do chaty, od dworu do dworu, z nowiną dobrą, z gorącem słowem; chciałbym je zaszczepić w sercu ludu, którego nikt nie krzepi w sercu wielkich, które stwardniało, w sercu wszystkich, co o Bogu nie myślą.
Otóż los godzien zazdrości tego, coby był dziś namaszczon, w wieku rzeczywistości, tą poezją świętą prawdy świat wskrzesić i odżywić; ktoby był mocen słowem oderwać kupców od ich rachunku, uczonych od ich zaciekań, spekulantów od grosza, a szalone dzieci rozpusty od kielicha, który tak chciwie wypróżniają...
Wystawiam sobie jak szalonym bym się im wydał, a jakbym był wielkim!! Łacniej zaprawdę było kazać udom w pierwszym wieku po Chrystusie, niż chrześcjanom w XIX.; — tamto były świeże i niezepsute ludy, przysposobione do przyjęcia prawdy wielkiej i nowej pragnieniem i oczekiwaniem wieków; dziś gorzej, bośmy