Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdzież to posłałeś westchnienie?
— Dokąd? nie powiem. I z tego byście się może śmieli! Jacyście wy wszyscy szczęśliwi, jacy szczęśliwi! nigdy nie opuszcza was wesołość, nigdy i nic, nawet litość, nie powstrzyma uśmiechu.
— Gdy twym udziałem, Werterze, płacz i narzekanie!
— Jednakże, przerwał Teofil, ręczę że Albin swojego boleśnego westchnienia na ich rozkoszny śmiech by nie pomieniał.
— O! to pewna!
— Nie mów więc żeśmy z nim szczęśliwi!
— Co tam szczęście, bałamuctwo, rzekł Longin, ale myśmy ludzie, gdy pan Albin jest dzieckiem tylko.
Albin spłonął cały, dotknęło go to.
— Już dzieckiem chyba i umrę, dodał cicho.
— Bardzo być może, odparł Longin.
— Wam wszystkim uśmiecha się życie, kończył pierwszy, mnie ono już poi goryczą, a tak nie wiele by mi do szczęścia potrzeba!
— Chatki i serca! rzekł Baltazar... stare brednie!
— Filemon jest, braknie tylko Baucis.
— Śmiejcie się, pozwalam, ale któż z was nie mą swojego ukochanego marzenia? Kto z was nie karmi jakiej nadziei? Studentami potajemnie hodowaliście jaszczurki, myszki i szczygły... był to symbol i przepowiednia tych fantazyj, które starsi żywić mieliśmy, jak owe jaszczurki i myszy, kryjąc je za pazuchę od profesora. Każdy ma to stworzeńko u piersi gdzieś ukryte, którego się wstydzi a kocha.
— Tylko że jedni kochają je dla mięsa a drudzy dla pierza, rzekł Baltazar... ja się od razu przyznaję, że karmię wołu na polędwicę.
— Ale, przerwał żywo Albin, czy ci twej sztukamięsy na całe wystarczy życie nie wiesz i nie ręcz, panie Baltazarze... Gdy zjesz, gdy się napijesz, gdy odpoczniesz, przyjdzie tęsknota, nieuleczona choroba, od której jak od ospy nikt nie jest wolen, staniesz się niespokojny, nie wiedząc czego ci braknie, i syty a nie