Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Podróżnym, co Łotoczek nawiedzał niekiedy, był żydek z katerynką, obdartus, miny łotrowskiej, którego instrument chrypiał jak jego gardło, i obu po kilka zębów gdzieś w szynkach utraconych nie dostawało. Z jarmułką na bakier, z popodpinanemi połami, niegdyś sinym kalinkurem podszytemi, wpół zgięty, czasem przybierający do towarzystwa dziewczynę lat trzynastu z obreczem na ręku pokazującą sztuki łamane, i bachura, który bił w bębenek z wielkim akcentom, przesuwał się niekiedy i przez spokojny Łotoczek, ale tu rzadko amatora muzyki i widowiska wynalazł. Odgłos tylko katarynki wywabiał chłopców pana Piłsucia za drzwi, a pannie Róży był powodom do ukazania w oknie główki z przytkniętomi do niej z obustron rączkami osłaniającemi uszy. Robiła wówczas minkę tak strapioną, tak pogardliwą i zbolałą, jakby katarynka nie była dla niej pierwszą na świecie słyszaną muzyką. Rada może była, żeby ją wówczas często w oknie przesiadujący w szlafroku jedwabnym i haftowanej czapeczce Konrad zobaczył pociesznie przekrzywioną a zawsze ładniuchną... Miała niestety! widoczną słabość do niego, a ciągle bez powodu nastręczać mu się nie mogła, gdyż ojciec i matka nawet jej wejrzeń przez okienko doglądali, nie bez przyczyny obawiając się szalonej dziewczyny.
Oprócz Serapiona, który był zawsze zatopiony w sobie, Cyrylla zajętego nauką, Albina, który nic w świecie nie widział nad Anusię, Longina i Jordana nie myślących o kobietach, reszta mocno była zajęta i piękną Rózią i Manią i Ziunią i piekarzówną Franią i panną Telesforą nawet i wszelkiemi zjawiskami rodzaju żeńskiego.
Matki i ojcowie dobrze czuwać musieli, zewsząd otoczeni nieprzyjacielem, który krążył i szukał kogoby pożarł... sam widok munduru ich przerażał. Jedna Rózia nie zdawała się wcale obawiać nikogo, i owszem nastręczała się oczom i uszom, przyjmując powitania i hołdy w sposób nie odstręczający.
Rózia była ziemskim kwiatuszkiem tej doliny, któ-