Strona:PL JI Kraszewski Metamorfozy.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ognisko akademickie najlepiej znane było jego członkom, dalej już ku końcom, kraje były mniej zwiedzane i mieszkańcy ich tylko z widzenia znani, a mistyczne o nich historje chodzące z ust do ust, sprawdzonemi być nie mogły. Brakło na to cierpliwości i czasu...


Cisza prawie cały dzień panowała na tym zaułku, rzadko przerwała ją dorożka, rzadsze jeszcze było zjawienie się powozu, a hałas i historja, któraby wszystkich szewczyków wywiodła przededrzwi, nigdy się tu prawie nie przytrafiały. Opodal był szynk, ale jakiejś natury spokojnej, nie przywabiający muzyką, nie hałaśliwy, przyzwoity i dbający o swą sławę. Sprzedawano tam wódkę flaszkami, buteleczkami, a czasem na kieliszki, ale zawsze pilnując, ażeby między konsumentami nie było halabardy, któraby niepotrzebnej narobiwszy wrzawy, uczciwe miejsce skompromitowała. Dozorca tej części, do której składu należał Łotoczek, codzień tu przychodził na swój kieliszek kminkówki, czasom znajdował powód odwiedzenia gospodyni, z którą w wielkich był stosunkach, i dwa razy. Dbała o tę przyjaźń na wszelki wypadek przydatną, pani Janowa wchodzącemu zawsze ofiarowała krzesło i haust słodkiego nektaru.
Obok szynku siadywała przekupka z pomarańczami, jabłkami, gruszkami i innemi owocami, ale i to był raczej loszek hurtowy niż drobna sprzedaż. Wysyłała ona od siebie z nadpsutemi wiktuałami dwóch chłopaków na miasto, a ci i do akademików czasom zachodzili, bo na te łakocie jeszcze wszyscy byli po studencku łasi. Przy loszku Wawrzyńcowej paliła się późno w noc latarka, która nie raz opóźnionym wzkazywała wśród ciemności drogę do domów.
Sprzedawały się tu koleją jabłka, gruszki, winogrona, a na wiosnę wisznie, jagody, małgorzatki i wszelkie nowalje zielone, a handel nie ustawał nigdy, przedłużając się na przednówku orzechami, rożkami, figami i tego rodzaju pokusą dla gęby, około której zawsze dzieci sąsiednich domów odprawiały straż połykając ślinkę.