Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/970

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
190

cofnęła, i zimna, sucha spoczęła w jego dłoni, jakby nie wiedząc o sobie.
— To dziecie biedne, staraniem Pluty, odebrała z domu Narębskich jakaś kobieta, nie ciekawéj sławy, przeszłości bardzo smutnéj, — dostało się w złe ręce, nieszczęściem, ale Narębski, który się do niéj przywiązał, czuwa nad nią.
— Jabym dla dobra tego dziecięcia, — odezwała się jenerałowa nieśmiało, cicho i może nieco ściskając dłoń prawnika, — jabym pragnęła je oddalić, zapewniając mu los....
— Wierz mi pani, — dorzucił z dziwnym zapałem Pobracki, — że się z serca i na ślepo przyłożę do spełnienia wszelkich jéj życzeń, nie pytam, nie chcę wiedziéć o powodach, czuję, że serce tak czyste i pełne anielskiéj dobroci, nie może miéć innych nad święte i błogosławione.
W tém miejscu rozmowa zaczęła być coraz cichszą, zbliżyli się bardzo do siebie, a prawnik tak jakoś stracił głowę, że po krótkiéj chwili, w któréj interesa ważniejsze ukończyły się zapewne z zadowoleniem stron obu,