Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
138

duje w Warszawie, a mnie znowu wypycha i wysyła i radaby widzieć o sto mil.
Kirkuć mówił to z widoczną przykrością przerywanemi wyrazy, zżymając się niekiedy i okazując uczucie wielkie, które zarówno sercu jak wódce i piwu przypisać było można. Pluta poglądał nań potakująco.
— WPan masz słuszność zupełną, rzekł, całe jéj postępowanie potrzebuje sprostowania, a ja się tego podejmuję... mam passją do uczenia moralności takich ludzi, co nosa drą niepotrzebnie... Teraz nic nie pozostaje, tylko, żebyś WPan przeszedł pod moją opiekę i słuchał rady, a zobaczysz że tak pokieruję rzeczy, iż siostra ci musi więcéj uczynić... niż dotąd. Będę twoim adwokatem... tylko nic bez mojego zezwolenia, ani kroku.
— A jak WPan, przerwał Kirkuć, narazisz mi ją tak że potém całkiem mi drzwi zamknie?
— Gdyby nawet zamknęła... na to jest wytrych dowcipu i obcęgi postrachu... rzekł kapitan. Z WPana widzę bardzo prosty i niedoświadczony człowiek; nie widzisz tego