Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
94

ale pan czasem jeździsz na spacer w aleje.... mógłbyś przypadkiem wejść do jakiego ogródka, gdziebym go czekał. Szwajcarska dolina stoi pustką... tam spotkać mnie można... gdzieś w ustronnéj ścieżynce.... a więc?
Baron nieufny, zlękniony, milczał jeszcze.
— Daję panu słowo.... na słowo honoru, — nalegał Pluta bardzo serjo, — a tak danego słowa nigdy nie złamałem, że nie żartuję, — ja jeden panu mogę usłużyć.... Jestem niezmiernie potrzebny i bez grosza.
Dunder chwycił się za kieszeń, dobył z niéj papierek, wcisnął go w ręce kapitana i skinąwszy tylko głową, nic nie odpowiadając, począł żywo uchodzić....
Pluta uradowany zdobyczą, uśmiechnął się, pokręcił wąsa i wszedł już śmielszy do domku Jordanowéj.
Przed nim we drzwiach, stała z założonemi rękami, poglądając na deszczową wodę, spadającą w balje z dachu, stara Kachna z miną pochmurną, dwa psy warczały siedząc przy jéj nogach.
— To po cóż pan darmo idziesz, — ode-