Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Julja, z nadzwyczajnym na ustach uśmiechem i powitaniem słodyczy pełnem, ukazała się w progu.
Podała nawet rękę zdziwionej bratowej, i poczęła, nie bez rumieńca:
— Przyszliśmy dowiedzieć się, jak braterstwo się macie... czemuż to nie byli łaskawi do nas wczoraj... mieliśmy trochę gości.
Hieronimowie spojrzeli po sobie.
— Wszakże posyłałam prosić!
— Nikt nie był! — odpowiedziała Hieronimowa po cichu, nie przypuszczając kłamstwa — musiała zajść jakaś omyłka...
— Jakto? nikt nie był? — doskonale zdziwienie odgrywając zawołała pani Pawłowa... posyłałam Kasię... ale to wisus dziewczyna! Muszę też jej dobrze uszy natrzeć. I prawdziwie mi szkoda żeście u nas nie byli, bośmy się bawili wyśmienicie.
— Dziękujemy za pamięć — przerwał Hieronim — ale my nie do tych zabaw, szanowna pani — czasu na to mamy mało. Człek się spracuje we dnie, wieczorem spocząć musi.
— Właśnie to rozrywka i spoczynek razem — dodała siadając Julja, która nadzwyczaj miłą i grzeczną być chciała. — A! i nam na pracy nie zbywa — ot, Paweł ledwie miał czas się zdrzymnąć i ojciec po niego przysłał w jakimś ważnym interesie; musiał lecieć do miasteczka.
— Ojciec! byłżeby uchowaj Boże nie zdrów?
— Ale nie! Żmura tam przyjechał, nie wiem jakiejś narady potrzebowali... Żal mi było Pawełka, ale każdy ma swoje kłopoty i obowiązki.
To mówiąc westchnęła, dobrowolnie ze swej zwykłej roli Junony przechodząc na prostą ludzką kondycją.
Zaczęła się pozioma rozmowa o gospodarstwie, o dzieciach, do której tylko żywiołu poetycznego dolewała kiedy niekiedy panna Hiacyntha, zdobiąca ją w kwiaty wymowy; Petra z oczyma wlepionemi w sufit siedziała przepyszna, ukazując swą suknię materjalną,