Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dziś wieczór trzeba pierwszy krok zrobić; pójdziemy do nich....
— I Petra?
— Wszyscy! przynajmniej jak nas więcej pójdzie — uśmiechając się dodała Julja — będziemy mogli mówić z sobą, bo z niemi jak nie o kurach, nie o jajach, o czemże rozmowa?
— A! to są ludzie tak poziomi! tak prości!
W tych kilku słowach ważne postanowienie zbliżenie się do Hieronimostwa zamknięte zostało; reszta dnia spłynęła na spoczynku po wieczorze i niespokojnych domysłach względem testamentu. Petra nadzwyczajnie zdziwioną została, gdy jej matka oznajmiła że do Hieronimów pójść mają, i nie mogła zrozumieć tych odwiedzin po wczorajszym baliku, na który ich nie proszono. Potrzęsła głową, zrobiła minkę wzgardliwą, ale że dla niej obojętnem było pójść lub nie, zezwoliła. Około godziny piątej, trzy damy skierowały się ku skromnemu dworkowi szlacheckiemu, i już we wrota wchodziły, gdy gospodarze jeszcze oczom swoim wierzyć nie chcieli, poznawając gości.
— Wszak to pani Pawłowa! — odezwał się Hieronim...
— A! dalibóg ona! ona! Hiacyntha! i Petra! cóż to znaczy?
Hieronim uśmiechnął się gorżko.
— Prawdziwie niepojęta rzecz — rzekł powolnie — nie żyjemy z sobą wcale; wczoraj zaprosili mnóstwo osób z sąsiedztwa nas opuściwszy, a dziś przychodzą pierwsi...
— Moja duszko — szybko przerwała żona całując go w czoło — co było to było, a kiedy oni pierwsi; choć późno ku nam się garną, nie odpychajmy ich — proszę.
— Bądź spokojna — odpowiedział Hieronim — znasz mnie: wiele umiem przebaczyć, wiele zapomnieć dla świętego spokoju! Pierwszy nie chcę się do nich cisnąć, lecz pewnie drzwi przed niemi nie zamknę...
Właśnie tych słów domawiał, gdy majestatyczna