Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

instynktowo pochwycony zapewne w chwili zgonu, ale palce trzymały silnie.... Jaś rozdjął je oburącz chwyciwszy i nie bez wstrętu wyrwał zimne żelazo, które zaraz schował skrzętnie.
Obejrzał się potem po pokoju, jak gdyby szukał co chwycić jeszcze, gdy Puślikowski odezwał się z zimną krwią doświadczonego:
— Nieboszczyka potrzeba wynieść gdzieindziej, a pokoje opieczętować...
— Opieczętować? — spytał Jaś z rodzajem obłąkania.
— Tak jest przy świadkach; inaczej wszyscy odpowiedzialni być mogą, jeśli co zginie.
Jaś zamyślił się, chciał zaraz iść do pokoju zamkniętego i chwycić z niego co było można. Posunął się krokiem ku drzwiom.
— Dokąd to? proszę pana? — spytał Puślikowski.
— A tobie co do tego? — odparł dumnie młody chłopiec.
— Mnie? — prostując się rzekł sługa — mnie najbardziej do tego, żeby wszystko było w całości i nie tknięte, bo sługę najprędzej posądzą, a mnie moja poczciwa sława droga!
— Ale ja jestem dziedzicem...
— To być może — odparł pokornie ale stale Puślikowski — więc, panu wszystko jedno, dziś czy jutro objąć...
— Co to jest? — ofuknął się Jaś — ty mi myślisz prawa tu przepisywać?
— Prawo nie ja przepisuję — rzekł powolnie niezmięszany kamerdyner — prawo jest samo sobą, a że pan go nie znasz... to nie jego wina... to się z wiekiem nabywa.
Po chwili zastanowienia Jaś odstąpił ode drzwi, rozkazał wynosić ciało stryja i zapowiedział, że opieczętują jego pokoje.
Ludzie przyszli, martwe zwłoki w pobliskiej sali złożone zostały, a Puślikowski, nie spuszczając z oka