Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ka szyderstwa. Oczy jej biegały żywo, zdając się liczyć, poznawać, chwytać wszystko co otaczało. Pan Samuel i Rotmistrz skłonili się nowo-przybyłej z daleka; Kasztelanic dał znak siadania i wszyscy zabrali miejsca swoje.
Pomimo wyłącznego zajęcia jedzeniem, stary kilka razy oderwał się od niego, by spojrzeć na piękną panią Tryze; zaczepił ją w rozmowie i znalazł gotową do odpowiedzi, dowcipną i wesołą.
Jaś jak w tęczę patrzał także na nią, i zapomniawszy, że ludzie widzieć mogą wrażenie jakie na nim czyniła, cały się oddał roskoszy zatapiania we wdziękach, które od pierwszej chwili do głębi go poruszyły. Ona zdawała się nieuważać ani ciekawości nieznajomych, ani zajęcia Jasia, ani uśmiechów Kasztelanica, ani ją przejmowało położenie dziwne, dwuznaczne w tym domu; na twarz jej nie wystąpił rumieniec, głos nie zadrżał; swobodna zupełnie, pani siebie, była jak w domu znajomym, jak gdyby w swoim żywiole.
Pod koniec objadu smutno spuścił głowę pan Samuel; przeczuwał on, że tak zręczna istota sprzymierzona z Jaśkiem wszystkiem owładnąć musi. Czuł niebezpieczeństwo, ale co na nie radzić było? Wezwana już raz familja nic dopomódz nie potrafiła, możnaż się było drugi raz do niej udawać!
— Zostawmy to woli Bożej — rzekł w duchu — co ma być niech się stanie! Ja tu na to nie doktor!
I z uczuciem smutku, które powiększała jeszcze dziwna obojętność na wszystko pana Rotmistrza, nieumiejącego podzielać ani obawy, ani zaprzątnień ojcowskich, pan Samuel cofnął się zaraz po objedzie do oficyny.
Jaś pozostał sam na sam z Kasztelanicem, a najlepszym dowodem jego zadowolenia i uspokojenia było, że starzec wedle obyczaju, ledwie wygrawszy partję, usnął.
Nazajutrz i dni następnych rzekłbyś, że się nic nie zmieniło w starym dworze, tak ślicznie wszystko powróciło do swojego porządku. Jeden tylko Jaś nieuspo-