Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Znajdziemy kątek, a niewieleć nam potrzeba! — O, i pan Piotr nas przyjmie!
— Ale nadzieje! nadzieje! tu się na to gotuje widzę — żywo dorzucił pan Samuel — że nam wszystko z przed nosa pochwycą.
— Chcesz ojciec, bym Jasiowi uszy poobcinał? — zapytał syn, który nigdzie innej rady nie widział, tylko to jedno na wszystko miał lekarstwo.
— A! dajże pokój! na Boga panie Wincenty! — zakrzyknął Samuel — co ci w głowie, na co się to przyda! Siedźmy, milczmy i do niczego się nie mieszajmy... co Bóg da to da!


VI.

We dwadzieścia-cztery godzin potem zaszła nadzwyczajna zmiana we dworze Strumieńskim, a na miejscu wygnanych Termińskiego i Anieli, osiadła pani Tryze i Puślikowski. Niewiadomo jak przyjął pierwszy raz do siebie przystępujących, na wiarę Jasia wyboru sprowadzonych Kasztelanic; to pewna, że nazajutrz wyszedł orzeźwiony, odmłodniały, w wyśmienitym humorze i niedozwalając najmniejszej czynić wzmianki, ani sam wspominając o tem co zaszło, urządził swój dzień jak najściślej wedle dawnego trybu. Na Puślikowskim znać było wielce pracę Jasia, który go tak wcześnie o najdrobniejszych nawyknieniach starca uwiadomił, że zręczny i znający służbę dworak, nie zawahał się na chwilę, nie szukał nic, nie pomylił się w niczem. Kasztelanic zdumiony, że nie poczuł odjazdu Termińskiego, spoglądał i milczał, niechcąc się wydawać z radością jaką mu to sprawiało. Punkt o południowej godzinie, drzwi się otworzyły, zastał już u drzwi Jasia pokornego, skromnego, cichego jak przedtem i nie chlubiącego się wcale swoim tryumfem. Że jeszcze nikogo nie było prócz nich dwóch, Kasztelanic podając mu rękę do pocałowania, uszczypnął go w twarz, co było oznaką wielkiej łaski i rzekł po cichu: