Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na młode chłopię, ubogie, bez doświadczenia i bez wychowania, były to rozmiary olbrzymie, charakter a raczej siła woli potężna im odpowiadała; podżegało prócz tego zepsucie i chciwość, w dali ukazując jako nagrodę, bogactwo i świat im posłuszny pod stopami zwycięzcy.
W tych myślach wyjechał do miasteczka Jasiek, z rozognioną twarzą, rozmarzoną głową i niespokojnie bijącem sercem.
Był to wieczór jesienny, chmurny, wilgotny, smutny, a wiatr nad miasteczkiem kłęby dymów unoszący, najdziwniejszą wonią napełniał powietrze. Dzwony odzywały się z różnych stron na Anioł Pański jęcząco i smutnie; drogą wlokły się z trochą słomy i pijanym ludem wozy powracające z targu; szli pieszo śpiewając mieszczanie napili także, żołnierze, jakieś kobiety nad miarę wesołe; przelatywały bryczki brzęczące dzwonkami szlei, słowem, ogarniał powoli przybywającego hałas miasteczka i jego życie, tak różne od porządnego wiejskiego, powszedniego trybu. Zaledwie zjechał z mostów i grobli wiodących ku przedmieściom, i zapuścił się w błotniste uliczki wązkie, żydowstwo czarne i brudne jęło go otaczać i naciskać.
— Jaśnie panie! Wielmożny panie! niech pan zajedzie! niech pan każe zajechać! — O! tu! o! tu! Tu staje pan Marszałek! tu zajeżdża pan sędzia! Stancja frontowa! — poczęli krzyczeć żydki uwijając się i łapiąc za bryczkę.
— W mieście wszystko zajęte! wołali inni.
— Tak przeprowadzony między pierwszym rzędem domów zajezdnych, w których oknach płonęły na znak nie zajęcia świeczki łojowe — Jasiek nie wiedział spełna dokąd się udać i co z sobą zrobić, gdy nagle dało się słyszeć:
— Stój! stój!
Chrypliwy, śmiejący się głos je wymówił i postać jakaś, trudna do rozpoznania o mroku, zbliżyła się do wózka. Był to Sobocki, pod dobrą datą powracający