Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiązanie równie do ludzi jak do godzin. Ilekroć uląkł się, powtarzał sobie po cichu:
— Ba! ba! a jakby się on obszedł bezemnie? a kto go położy? To być nie może! nie może! Ożeni się czy nie, a ja zostanę na miejscu! nie ma się co obawiać.
Źle spał i Kasztelanic po rozmowie z panną Anielą, w której na skutku spisku, także ów bajeczny brat jej, pan pułkownik wystąpił. Widział on doskonale osnowę roboty, zamiary i środki, był pewien że się nieda nieostrożnym intrygantom, ale go trapiła myśl, że mu roboty te pokój zatrują, życie zmięszają i krew żywiej popędzą. Potrzeba było walczyć, a Kasztelanic na bój taki ostatka sił żałował. Przewracał się więc całą niemal noc niespokojny, a we śnie łając Termińskiego, Anielę i Jasia, zmęczył się marami.
Jak skoro zaświtał ranek, Jaś zniknął ze swej izdebki i we dworze nigdzie go nie było widać. Termiński miał go za zbyt nieznaczące stworzenie, by kroki jego śledzić, i nie zwrócił na to uwagi. Tymczasem Jasiek zasiadł na strychu dworu, wkradłszy się tam o świcie, przez składy od których klucze bywały mu powierzane, i szukał tej części sufitu, która odpowiadała zamkniętej, tajemniczej izbie Kasztelanica. Szczęściem dla niego, w starym dworze nie wszystkie pokoje miały sufity narzucane, w bocznych było tylko stolowanie z tarcic, wyklejone papierem, i takie właśnie okrywało pokój Szambelana, w którym zwykł był kilka godzin dnia zamknięty przepędzać.
Jaś potrzebował się upewnić, co zawiera ten pokój, i co w nim robi Kasztelanic; zasiadł więc na strychu, rozpatrzył się dobrze w położeniu, rozrachował szerokość i długość, odrzucił trochę gliny, dobrał się do tarcic i począł po cichu świdrować dziurę w suficie.
Robota, którą potrzeba było prowadzić bardzo ostrożnie, szła nie łatwo na zawiędłem drzewie; ale po półgodzinnem dłubaniu zaświtał promyk przez wykręconą dziurkę i Jaś chciwie do niej oko przyłożył. Nic widać nie było jeszcze, musiał ją rozszerzać, musiał rozrobić