Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Hieronim, bratowa i ty kuzyneczko — i ty? podchwycił Staś zbliżając się nieco.
— I ja! i ja! — naiwnie ale ciszej odpowiedziała mu podnosząc oczy.
O! w oczach całe jest życie! Usta je wyrzec mogą, piersi wyrazić westchnieniem, ale co usta, co piersi przy wzroku, tym promieniu wewnętrznego światła, który wprost płynie z serca! Wzrok jest światłem duszy... to emanacja samego żywota. Wzrok mają tylko ludzie — zwierzęta widzą, patrzeć my umiemy tylko. O ile mowa nasza przewyższa głos niemy zwierzęcia, o tyle wzrok nasz góruje nad zwierzęcem wejrzeniem. Tam jest tylko namiętność, u nas gra myśl sama.
Zosia spojrzała i nie mówili już więcej.
Staś cicho tylko szepnął jej jeszcze:
— A więc, mam drogą obietnicę że o mnie nie zapomnisz?
Ona nic już nie odpowiedziała, nie mogła, głos zawiązł w piersi... weszła matka.
Staś zasiadł na ławce dumać, bo Zosia szybko znikła z ganku. — Zestarzał, w chwili tak gorąco patrzał w przyszłość, w której obok siebie chciał widzieć Zosię. Widząc go tak srodze zadumanym, jak tylko młody i starzec dumać umieją, jeden, że chce życie zwyciężyć, drugi, że myślą tylko żyje już cały — usunęła się dyskretnie pani Hieronimowa, a młody chłopiec został sam z sobą.
— O! ja ją kocham na wieki! — zawołał w myśli. — Czuję że to nie chwilowy szał, że to coś, co musi być wiecznem. Bez niej nie rozumiem życia; ona będzie moją! Ale wieki, wieki czekać mi na to potrzeba... A! będę czekał! A ona? — Tu się zatrzymał. — I ona czekać mnie będzie! — rzekł w pierwszej chwili, ale rozwaga smutniejsze mu przyniosła przypuszczenia. — Ona! tak śliczna, tak niewinna, tak dobra i pracowita! ją pochwycą, ledwie dojrzewającą ktoś porwie przedemną. Powiedziałbym ojcu — nie! ojciec mój śmiać się będzie; poczekam jeszcze, nie mam dziś prawa odezwać się; później nie będę się taił.