Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Termiński zmięszał się, uciął i zamilkł.
— A no! gadaj bo — rzekł po chwili stary — mnie to nic nie szkodzi ze bredzisz — lubię i przywykłem wieczorem słuchać twojego głosu, to mnie trochę usypia... gadaj! gadaj!
— Jaśnie pan znowu w żart obróci.
— No! to ci korona z głowy spadnie? — spytał stary szydersko... — Cóż tedy twoja panna Aniela?
— Nic, tylko co prawda to prawda, że to najwierniej do pana przywiązana istota.
— Ha! naturalnie po tobie! — zaśmiał się Kasztelanic — nie żałuj-że i sobie.
Termiński znów z tropu zbity stanął.
— Pan ciągle żartuje.
— Ale bo któż widział o sobie zapominać!
— To pewna, że i z tych krewnych, żaden lepiej pana od nas nie kocha — kończył zawsze cichutko kamerdyner... — ale gdyby mi było wolno szczerze mówić, panna Aniela, jeśli nie bardziej, to przynajmniej inaczej kocha pana, i zapewne po kobiecemu, więc gwałtowniej odemnie...
Kasztelanic stłumił uśmiech gorzki.
— W tem coś jest — rzekł do siebie — krewni napędzili im Piotra, już się powąchali... Myśli mi ją swatać! o! jakiż głupi! jaki głupi!
Głośno jednak nic nie rzekł stary, tylko stłumionym uśmiechem powitał pochwałę.
Termiński, widząc że mu się nie wiedzie, urwał i począł słać łóżko, z nieporównaną sztuką przebijając puchówki i poduszki tak, by najmniejszego nie zrobić hałasu, na chwilę nie zapomniał się i nie stąpił głośniej, a w pół kwandransa posłanie było gotowe. Natenczas ujął starego pod ręce i z lekka przesadził go na łóżko.
Stary długo zwykle usnąć nie mógł, było więc w porządku dniowym, że gdy się położył, Termiński przywoływał pannę Anielę, która siadała przy nogach jego, i siedziała dopóki sen nadchodzący nie zwołał znowu Termińskiego, mającego dopomódz uśpieniu nacieraniem i łechtaniem. Łóżko starego sybaryty było