Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kasztelanic, z głową spuszczoną na piersi, nie patrząc na niego, podał mu obie ręce. To znaczyło że trzeba go było rozebrać. Trudno sobie wystawić jak wprawnie, jak cudownie prawie Termiński zsunął z niego suknie, nie zdejmując go z krzesła, i uwolnił od wszystkiego co na sobie miał we dnie. Nie potrzebował on nawet zmieniać pozycji i raz tylko uniesiony nieco na rękach sługi, znalazł się w szlafroku. Termiński milczał i patrzał; cieszyło go to co widział i zgadywał — kochani krewni zmęczyli, znudzili, rozdrażnili starego... tego pragnął. Westchnął; było to preludium rozmowy.
— A! cóż to za dzień straszny! — odezwał się wpatrując w pana i badając czy mu mówić pozwolą (głos jego nie raził ucha; zniżony był, jednostajny i płynął jak mruczenie niewinnego wiatru) — co to za najazd! jakie utrapienie! — O nas to mniejsza, mniejsza o wydatek — dodał — ale...
— Mniejsza Wasanu! odezwał się stary — ba! nie dziwię się, ale wieleż wydudlili?
— Około czterdziestu butelek, jeśli się nie mylę.
— A co zjedli! — mruknął Kasztelanic — tysiąc rzeczy przedziwnych, którebym ja był sam zjeść powinien... Strasburgski pasztet dobrze nadszarpany... uważałem.
— To prawda, ale to nic w porównaniu jak Jaśnie pana znudzili... Gdybym był mógł, tobym ich poprzepędzał.
— O! dobrzebyś zrobił — rzekł Kasztelanic — ale niechaj siedzą, niech jedzą... tyle tego...
Termiński te wyrazy pamiętne usłyszawszy i zapisawszy sobie z radością, pochwycił i mówił dalej:
— Boć to Jaśnie panie, nie co innego jak ta obrzydła chciwość ich prowadzi... śni się im już sukcesja ale nie widzą kto z brzegu. Masz pan więcej sił od nich...
Kasztelanic się uśmiechnął.
— Sił! djabła tam... ale rozumu to pewna, bo ich gospodarnie używam.