Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przebrać nie może. W istocie była próżną, ale cały kąt pokoju zalegała gromada różnokształtnych butelek, długich, niskich, pękatych, czarnych, jasnych, z karteczkami i bez kartek, z pleśnią starości lub błyszczącą powierzchownością świeżego przybylca. Do koła salę ubierały wazony pomarańczowych, granatowych i cytrynowych drzew.
Goście usiedli na miejscach wskazanych, i wytworny obiad, arcydzieło Karasińskiego, przygotowane z pomocą konserw, soków, i różnych gotowych przypraw, rozpoczął się uroczyście. Chwilę przed nim weszła Antosia, żona Sobockiego, najniesmaczniej a najtroskliwiej przystrojona, jedyna w całem towarzystwie kobieta. Kasztelanic z uprzedzającą grzecznością szambelańską podał jej rękę do stołu i posadził na pierwszem miejscu. Sobocki podrósł, chociaż jemu w końcu stołu dostało się siedzenie, na przyczepku, z Rotmistrzem i Jasiem. Bulwa i panna Aniela nie pokazali się; wyglądał tylko rządca z kredensu gdzie był użyty z często wstającym Jasiem do dozoru półmisków.
Kasztelanic, rozsadziwszy gości, rzuciwszy z uśmieszkiem okiem po stole, wziął się do jadła. Obiad poszedł zwykłą obiadów koleją i był o ile tylko mógł na wsi najwystawniejszy, ze wszystkiem czego wymagała forma najwykwintniejsza. W końcu wzniosły się toasty.
Gdy wniesiono hałaśnie zdrowie Amfitryona Kasztelanica, powstał, ale w podziękowaniu jego, w uśmiechu, który je ubierał, badacz byłby dostrzegł coś szyderskiego i złośliwego. Zdrowia potem wrzawliwie mnożyć się zaczęły, pijatyka przeniosła do salonu, a Kasztelanic, nie chybiając zwyczajom swym na chwilę, spojrzawszy na zegarek, wymknął się na swoje miejsce w fotelu. Tu podano mu kawę i likwory; posiedział chwilę bez warcabów i zdrzemnął się nawet pomimo szumu. Kielichy krążyły jeszcze, a już po krótkim spoczynku, gospodarz powstał, otworzył drzwi i zniknął gościom do wieczora.