Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a czyha na grosz jak żebrak! A popatrzcie jak się dmą! Ten pan August, jeśli to nie gubernatorska mina.... rzekłbyś że najmniej radca tajny i z gwiazdą.
Jaś się uśmiechnął równie złośliwie, jakby mówił: — Zjedzą licha!
— A żeby który choć zbliżył się, choć dobre słówko powiedział — ciągnął dalej Sobocki — a toć jestem ich krewny; co u sto djabłów, nie wyprę się Antosi... a patrz jak wilczo oglądają mnie z podełbów.
Jasiek, wyuczony dyplomacji, bojąc się podsłuchania, milczał, uśmiechając się tylko, ale uśmiech jego był tak niewinny, żebyś go zdala wziął za prostą, młodą wesołość, wywołaną jakimś żarcikiem. Sobocki pociągał atłasowej kamizelki, umyślnie na ten dzień na prędce uszytej, kwiecistej i błyszczącej, i truł się swoją dumą, którą wszystko obrażało, nawet to co jej dotykać nie mogło. Dokuczało mu co kto mówił, jątrzyło milczenie, szukał przycinku w obojętnych słowach, zaczepki lub poniżenia w ruchu najniewinniejszym.
Do południa nikt się nie pokazał; tylko Termiński w wielkim stroju odświętnym, czarno, w trzewikach i pończochach, przyszedł oznajmić, że dla niedyspozycji Kasztelanic nie może się ukazać szanownym gościom aż o swej zwykłej godzinie, prosząc aby rozkazywali jak im się podoba i pytając czem służyć można.
Czas zbiegł szybko na rozmowach i przeglądaniu się wzajemnem, szeptach, myślach i domysłach. Komuś obcemu mimowolnie zjazd ten byłby nastręczył myśl obrazu spadkobierców, przybyłych na otwarcie testamentu, tak chciwie biegały oczy, tak zawistnie mierzyli się wzrokiem, tak zazdrosne uczucia miotały piersiami prawie wszystkich przytomnych.
Nareszcie wybiła godzina, i drzwi od pokoju Kasztelanica powoli się otworzyły; wszedł solenizant, na którym choroby wcale znać nie było, bo się umyślnie na przekor swoim sukcesorom wyświeżył, odmłodził, żeby im psikusa wyrządzić. Szambelan znał wszystkie tajemnice obfitego w tym względzie XVIII. wieku,