Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

strzeliły — i chybiły. Panna Hiacyntha rewidowała tymczasem młodzika od stóp do głów i znalazła go dość dobrze. Petra, która najwięcej do góry w sufit zdawała się poglądać, niechcąc ani na ludzi śmiało, ani w podłogę tchórzliwie utkwić oczów i obserwując ostatki pajęczyn gdzie niegdzie snujących się, jak lekkie obłoczki po burzy — w zwierciedle tylko obejrzała pastwę sobie przeznaczoną. Staś był tak zręczny, ładny, świeży, młody i tyle serca było w jego twarzy, że nawet Petrze podobać się musiał. Usiedli, rozmowa wnet się rozpoczęła, pan Paweł, wchodzący nareszcie w granatowym fraku, już ją znalazł naprowadzoną na smutną katastrofę poranka, którą Julja w ten sposób malowała:
— Nie wystawi sobie stryj Dobrodziej, ile dzisiaj miałam zmartwienia, tak drogich, a rzadkich spodziewając się gości. Ale prawdziwie, żeby tego raz na zawsze uniknąć, co mi tak zgubnie działa na te nieszczęśliwie nerwy moje (westchnienie z głębi duszy) muszę mego męża prosić, żeby tego człowieka, co się stał mojej choroby przyczyną (czuję że to odchoruję) — odprawił. Jest to wprawdzie stary sługa mojej familji, którego kocham — ale dzisiejsze nie do darowania.
— Cóż zrobił? co zrobił? — spytał po cichu pan Piotr.
Dziadunio, jako sąsiad od niejakiego czasu, świadom natury i charakterów ludzi, dodał cicho:
— Pewnie się upił!
Julja udała, że nie słyszała.
— Ten człowiek — dodała — stracił niegdyś jedynego i bardzo ukochanego syna (Ignaś nigdy nie był żonaty) — i po tej stracie została mu rozpacz, która się niekiedy objawia prawie szałem. Dziś właśnie rano zrobił nam scenę — i obiad....
— O! to najmniejsza rzecz — rzekł pan Piotr śmiejąc się — niech się pani tem przynajmniej nie frasuje; myśmy wcale nie wybredni — zjemy cokolwiek bądź.
— Świadkiem mój wczorajszy krupnik i kluski — cicho dodała Hieronimowa.