Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jest to mężczyzna wysoki, barczysty, zarosły wąsami sążnistemi i bakembardami, dość opasły, z brzuchem opackim; ubrany w zieloną czamarę z furażerką wojskową w ręku. Twarz jego nie wydaje nic wnętrza; otwarta, rubaszna wesołość, obojętność jakaś mężna, wybitniej ją tylko cechują. Wszedł powoli, ukłonił się nisko, choć go trochę może ten pokłon kosztował, zatarł ręce zmięszany, musnął wąsa i odezwał się:
— Dzień dobry stryjowi dobrodziejowi.
— A! upadam do nóg pana rotmistrza! — odpowiedział gładząc brodę stryj. — Cóż tam słychać?
— Nic, duszno tylko i deszczu omal że nie widać — nie ma czem tchnąć.
— Dlatego to pewnie i mnie w kolanach kłuć zaczyna.... Zmiana niechybna.
— Co się tycze kłucia — spiesznie przerwała uśmiechnięta kobiecina — dowiedzioną rzeczą, że na takie suche bole nie ma nic lepszego, jak....
— Jak nic nie robić — dorzucił odwracając się stryj — za stare grzechy musi się coś odezwać.... a najstraszniejsza podobno choroba, to lekarz i kuracja.
— Być może, czasem; ale godziż się tak drogie nam zdrowie zaniedbywać? — szybko i z wyrazem szczerego uczucia poczęła kobieta...
— Ba! ba! szeroko o tem drogiem zdrowiu pisał Dawid — wybąknął stryj — i o lekach, i o...
Tu przerwał; dwaj mężczyźni tymczasem stali nie opodal od siebie, ukradkiem tylko spoglądając jeden na drugiego, to na kobietę, to na stryja, a towarzystwo wcale nie miało ochoty połączyć się i zlać w jednę całość.
Pierwszy co wszedł po gospodarzu, pokorne a żwawe chłopię, mierzył barczystego rotmistrza dziwnym wzrokiem, w którym i strach i szyderstwo się mięszało; drugi z niejaką zawiścią i gniewem stłumionym, niezręcznie ukrytym, przyglądał mu się wzajemnie; stali w milczeniu nie przemówiwszy do siebie; kobiecina cała była zajęta uśmiechaniem się do stryja, który od niej twarz odwracał.
Wybiło wpół do pierwszej, i w tejże chwili otworzy-