Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przechadzkę.
— Papuga czy dojrzana?
— Sam jej jeść dawałem.
— Nie kazałem jej już sobie dzisiaj przynosić, bo mnie zaczyna nudzić swojem paplaniem, ale proszę mieć na nią oko, może mi przyjść do niej kaprys.
Rozmowa stanęła na papudze, gdy szastanie nogami dało się słyszeć w sieni; stryj spojrzał znowu na zegarek, drzwi otworzyły się ostrożnie i weszła kobiecina nie pierwszej już młodości, tłuściuchna, uśmiechnięta, wesołej fizjognomji i miłego twarzy wyrazu, odziana w resztki dawnego wykwintu, który teraz wyglądał na świeże, starannie polepione ubóstwo. Na widok jej powstał z chyżą galanterją stanisławowskich czasów gospodarz i nastroiwszy się do uśmiechu, powitał ją nadzwyczaj grzecznie ustami, choć widać było, że te wyrazy nic lub nie wiele znaczyły. Była to prosta forma, w której nie dźwięczyło żadne uczucie. Kobiecina pokorna, zmięszana, usiadła na krzesła, krzesło jej podał młody chłopiec, i owijając szalem spłowiałym nie zbyt już wysmukłą kibić i podartą trochę suknię, odezwała się z wesołością nadrobioną:
— Jakże się stryjowi dobrodziejowi spało?
— Wybornie Mocia dziko! wybornie! rozeszliśmy się o wpół do dziesiątej, wedle zwyczaju; do wpół do jedynastej tylko czułem, że mi podeszwy łechtano i kamiennym snem spałem aż do szóstej, a to dobra porcja. — No, a Asińdźka?
— Upadam do nóżek stryja dobrodzieja, jakżeby to można źle spać u niego, gdzie tak wygodnie?
— Całuję rączki za grzeczny komplement; ale nie sądzę żeby w oficynie...
— O! oficyna to lepsza od naszych dworków...
Gospodarz twarz obrócił ku ogrodowi i pogładził się pod brodę, jakby próbował czy dobrze była ogolona. Wybił kwadrans na pierwszą. W sieniach chód znowu, otwierają się drzwi jeszcze i trzeci gość wchodzi do sali; zimno go wita gospodarz, ukośnem wejrzeniem i kwaśnym uśmieszkiem synowiec, grzecznie i łagodnie kobieta.