Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niesprawiedliwy Waćpan jesteś — rzekł powoli stary zbliżając się grzecznie do gospodarza, gdy ten coraz się cofał, chmurny i nasrożony — często my tu bywamy, ale Jegomości w domu nie zastać!
— Co Pan chce! my schniemy za pracą! człowiek nie ma wolnego momentu — zawołał Sobocki nieco udobruchany.
— Ha! każdy musi pracować! — odezwał się pan Paweł.
— Ale nad naszą robotę nie ma, szelma jestem, ani gorszej, ani paskudniejszej; wolałbym jak turemnicy ulicę zamiatać! — rozgadał się ze zwykłemi żalami pan Mateusz. — Siedź za stołem cały boży dzień, ślęcz, kawęcz, a często kawałka chleba braknie, jak Boga kocham.
— Tego to nie widać u pana — rzekł postrzegłszy w kącie szampana pan Antoni, i wskazując wyraźną sprzeczność mowy i uczynku.
Zarumienił się Sobocki, z trochą dumy i machnął ręką.
— Kiedy się — rzekł z powagą — takich gości przyjmuje, człowiek chętnie ostatnie odda; wiem ja jak kogo traktować!
— Ale mój Mości Dobrodzieju — odparł pan Antoni, dosłownie biorąc żale poprzedzające — tuś zupełnie chybił. Do czego to dla nas; na co ten koszt! czy tośmy nie swoi?
Zaperzył się znowu kancelista, rozgniewany że go z własnej winy zepchnięto na tak niski szczebel, gdy właśnie chciał grać rolę inną, i zakrywając sobą wino szampańskie, zawołał do żony:
— A cóż herbata? dawajcież herbatę!
Goście usiedli, rozmowa się przerwała, a tuż i pan Sekretarz, zaproszony w dodatku do swoich łyżeczek ktoś jeszcze z urzędników, weszli patetycznie zacierając czuby i z wysoka stawiąc nogi. Te figury, jeden czerwono-nosy wielki drągal, drugi maleńki do szczura podobny człowieczek, usiadły obok Zawilskich i powszechniejsza wytoczyła się rozprawa o powiatowych