Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzebni. W sprawach zrozpaczonych nie było nad niego, bo znał wszystkich co pieniądze brali i z niemi na współ robił interesa; ale biada temu co się dostał w jego szpony. Nie kończyło się na jednym datku: za nim szły dodatki, strachy dla wyłudzenia coraz więcej, niespodziane koszta nadzwyczajne, niebezpieczeństwa mniemane, których uniknienie sowicie się opłacało, usta które zamykać było potrzeba, księgi których nie można było otworzyć, chyba złotym kluczem, i t. d. i t. d., a klient płacił bez końca, póki tylko darty być mógł. Bywały interesa, które przez całe lata podsycały pustą zawsze kieszeń pana Mateusza, a kilku złotych nie wartały; ale umysł jego bogaty w coraz nowe idee, znajdował w nich co chwila inną stronę do wyciskania soków pożywnych.
Szydził potem niemiłosiernie, przy butelce z towarzyszami, z tych których odzierał; czasem się z nich w oczy naśmiewał, pewien, że i na drugi raz bez niego się nie obejdą, a o pomoc swoją targował się tak bezwstydnie, tak ciężko, jak o najpoczciwszą pracę. Postępował tak nie tylko z bogatym, ale z najuboższym nawet, bo nie miał i nie pojmował litości, a szlachtę co w łapciach o żebranym niemal chlebie przychodziła po swe dowody rodowitości, darł najniemiłosierniej, gubiąc potem, bo całemi latami w rękę ich papierów nie wziął, za każdem o nie dowiadywaniem się, każąc płacić na nowo, a dokumentami zaklejając szyby na zimę. Pod pozorem wydobywania potrzebnych papierów brał od tych nieszczęśliwych summy bajeczne, które szły na najniegodziwszą hulankę.
Jeśli sam nie mógł tych korzyści ciągnąć z kogo, rad był przynajmniej podsunąć drugiemu sposób odarcia klienta, i dobry koleżka znosił towarzyszom i znajomym wszystkie wieści, które mogły ich kieszenie podsycić, zostawując sobie albo podział dochodu, lub w potrzebie wydanie potajemnej roboty przed starszyzną.
Dość też było spojrzeć na niego, by w nim napiętnowaną podłość i wygasłe uczucia a rozbujane namięt-