Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przed sobą przejazd, a w tyle stajenkę, wozownię i drwalnię. Tu bliżej kościoła i cmentarza państwo Zawilscy dożywali swego wieku, spokojnie. — Spokojnie? niewiem, zaraz to zobaczymy.
Ledwie wysiadł pan Paweł, z serwetą w ręku matka, z serwetą pod brodę zatkniętą wybiegł w ganek ojciec, oboje mu radzi i z widocznem weselem na twarzach, z weselem ludzi osamotnionych.
— A witajże Pawełku! a cóż to ci się stało żeś nas przecie odwiedził?
I uchwyciwszy go zaraz, wprowadzili do izdebki maleńkiej, ubogiej, ale białej i czystej, na której środku skromnie zasłany prostym obrusikiem domowej roboty stoliczek, obiad dwojgu starym podany unosił. Był tam w fajansowej wazce bulion z fasolką, sztuka mięsa biała do chrzanu, makaron zapiekany i na pieczyste gęś staruszka, co się poddeptała chodząc po podwórku, aż ją poderznąć musiano nie w porę. Kości jej świadczyły, że niewinnie śmierć poniosła, bo sterczały wyżej mięsa.
Na ścianach izdebki była historja Józefa sprawiedliwego, przez jakiegoś nieznanego artystę, bardzo szczęśliwie, bo bardzo naiwnie wykontrefektowana, była Genowefa Brabantska i cesarz Aleksander.
Okienka małe wychodziły w sadek i na ulicę; przez drzwiczki otwarte widać było pokoik jejmości, a pokój jegomości rozdzielony kuchnią od bawialnego, mieścił się naprzeciwko.
Pan Antoni, starzec siwy ale krzepki, z wąsem szpakowatym, podstrzyżonym równo z ustami, z okiem szarem, żywem jeszcze, ubrany był w pikowy żupan i kontusz czarny, z lekkiego półsukienka, dobrze już wytarty; nie chudy, nie otyły, raczej kościsty, miał minę zdrową choć cerę nieco żółtą; gęste marszczki twarz mu poorały, a oczy obwijała siatka fałdów gęsto koło nich poplątana. Gdy mówił miał zwyczaj brwi wysoko podnosić i słuchacza za guzik lub klapę przytrzymywać, a nogą potupywać. Zresztą, wszystko w nim znamionowało starego szlachcica, choćby nawet ogro-